Dziś jest 3.11, jestem trochę zapóźniona z relacjami więc będę opisywać to co już się wydarzyło. Po powrocie z Guanajuato przez tydzień byłam w Meksyku (16.10-22.10) w sobotę i niedzielę zwiedzałam Teotihuacan – w którym byłam piętnaście lat temu, oraz zamek Chapultepec. Następnie przez tydzień byłam w USA z tatą (22.10-29.10) – na wycieczce, w kółko wyjazd i powrót do Las Vegas. Po czym od 29.10 siedzę z powrotem w Meksyku, gdzie codziennie leje i jest gorsza pogoda niż w Warszawie, jak donosi mama. W tym tygodniu widuję się częściej z Valerią, która ma/miała zamiar przyjechać do Polski i trochę uczyła się polskiego i umie powiedzieć “Gdzie jest łazienka?”. Byłam z nią na tacos al pastor, na tyle mi smakowały że zamówiłam 4 i ledwo potem je wcisnęłam.
I tu wkracza smutna rzeczywistość. Valeria wynajmuje pokój, w którym ledwo mieści się jedno łóżko i stół z jednym krzesłem, a łóżko dzieli ze swoim ex-chłopakiem ponieważ są na tyle biedni że nie stać ich na wynajęcie pokoju dla jednej osoby. Wczoraj obejrzeli ze mną film, i zjedli mi wszystkie czekoladki, ale to mi zrobi na zdrowie 🙂
Dziś, 2 listopada to jest ich “Dia del Muerto”, w pracy nie było prawie nikogo. Ale był Ubaldo, kolega z pokoju Miguela, też pisze magisterkę. Jako, że knajpy są dziś zamknięte poszliśmy na rogu ulicy sprzedają tortas (czyli kanapki), ale takie wypasione, z kotletem w środku, warzywami itp. (przygotowywane na miejscu w budce).
Jutro idę z Luisem i Valerią grać w bilard, bardzo się cieszę z tego wyjścia. Na zakończenie filmik o Guajawie, bo mama mówiła że filmik o owocach był najfajniejszy.