W poniedziałek była Fiesta. Pożegnalna dla dwóch sekretarek które odchodziły na emeryturę. Był to cały bankiet, z kelnerami, siedziany, na korytarzu. Z muzyką, ale nie smacznym jedzeniem.
We wtorek przeszłam się po całym kampusie. Odkryłam, że mieli za dużo kubków. (patrz zdj.). Na zdjęciu z mojego pokoju widać co mam zeskanować, jak narazie jestem na 14 zeszycie, więc jeszcze dużo przede mną.
Skanowanie chwilę zajmuje. Ok. minutę. Przez ten czas nie da się poczytać, bo to zaprząta głowę i po minucie przerywać kiepsko. Ale rysować już się da. Biorę udział w takim wydarzeniu Inktober. Przez cały październik należy rysować przy użyciu tuszu. Co dziennie jest inny temat. Mi narysowanie jednego rysunku zajmuje kilka godzin. Wynik pracy trzeba umieścić w internecie z #inktober. Moje są na instagramie i tweeterze (jako, że mich nie lubi insta).
Dziś (środa) poszliśmy na targ, bo nam się jedzenie kończyło. Kupiliśmy zapote negro. Ale podobno do niego potrzebne jest mleko skondensowane, bo z tego się robi deser, my nie kupiliśmy jeszcze, więc nie jadłam. Idąc na targ był pan co robił smażoną skórę świńską, w metalowej “misie” na ulicy.
Na obiad poszliśmy na tacos na stoisko, które codziennie mijam idąc do pracy. Podobno jest ono dość znane w mieście. O każdej porze jest tam mnóstwo ludzi. A panowie tak szybko przygotowują tacos, że nie ma kolejki. Jest to stragan na ulicy.