Część pierwsza-lot samolotem. Pierwsze zdjęcie pochodzi z lotniska w Paryżu. Bardzo spodobały mi się obrazy z żywych roślin. Do Meksyku leciałam największym samolotem pasażerskim czyli Airbusem 380 (jak mówi mój tata Arbuzem) – komentarz w postaci rysunku tutaj. Gdyby ktoś się zastanawiał czy powietrze jest zatłoczone, otóż zdjęcie trzecie zrobiłam gdzieś na środku Oceanu, Arbuz okazał się szybszym samolotem i nasz kompan niedługo znikł. W Arbuzie były zamontowane trzy kamery na ogonie, na nosie samolotu oraz jedna w dół – można było na bieżąco obserwować co się dzieje wokół samolotu. Niestety tuż po starcie na moją ulubioną kamerę na ogonie spadła kupa ptaka i zasłoniła częściowo widok. Lot Air Francem jest fajny dają lody na patyku.

Część druga – mieszkanie. Mieszkam u Piotra K. polskiego profesora, zapewnia mi też wikt. Wynajmuje on od 20 lat mieszkanie, które jest blisko uniwersytetu i to koniec zalet. Wymaga odmalowania, z okien kiepski widok, a ściany tak cienkie że słyszę jak sąsiad ziewa. Mam własny pokój – z pięknym widokiem na ścianę (widok z innych pomieszczeń nie jest lepszy).

Część trzecia – uniwersytet. Uniwersytet jest z jakieś 200m od domu. Kampus w porównaniu z otoczeniem jest ładny. Aby wejść trzeba mieć przepustkę. Rośnie tu dużo drzew, niektóre są poprzycinane w ciekawe formy. Budynek Fizyki jest prosty ale ładny. Mam własny pokój, niestety za oknem warczy klimatyzacja – ale mam słuchawki noise canceling. Z pokoju widok na górę oraz uboższą dzielnicę. Podobno są tam problemy z wodą, a więcej o wodzie potem. Co ja tutaj robię? Mam zeskanować notatki po Jerzym Plebańskim – polskim fizyku, który tu pracował. Są trzy pudła, notatki są głównie w jednym z nich. Materiały mam uporządkować i zrobić stronę internetową podobną do tej o Trautmanie (trautman.fuw.edu.pl). Pudła były mocno zakurzone więc pierwszy dzień minął mi na ich odkurzaniu.

Część czwarta – życie codzienne. Wstajemy rano o ósmej. Potem jemy śniadanie. Kanapka z szynką – czyli nic ciekawego, ale są dobre owoce: opuncja, guajawa. Piotr jest strasznym gadułą (niestety ma poglądy prawicowe, co mi by nie przeszkadzało gdyby nie robił mi wykładu o polityce) i na śniadanie nam się schodzi dwie godziny.

Zerowego dnia (kiedy przyleciałam) Piotr wieczorem ugotował napales, to znaczy “uszy kaktusa” czyli zieloną część obraną z kolców z kaktusa opuncji. Pokroił je w kostkę i gotował przez jedną godzinę. Mi nie smakowało – Piotr je napales sote na tortii. W smaku dość nijakie, lekko kwaskowate. Podobno jakaś Pani robi z nich zupę ala ogórkową. Najważniejszą częścią ich smaku jest śluz, zostawiają śluz na języku. Dziś jadłam napales w restauracji w oleju, z pieprzem i cebulką – były już lepsze.

Potem idziemy do pracy. Około godziny czternastej idziemy na obiad. Wczoraj byliśmy w innej knajpie niż dziś. W knajpach mają zestawy obiadowe. Składają się one z Sopa aguada (zupa), Sopa secha (ryż, makaron, lub sałatka do wyboru), danie główne i deser. Zupa to najczęściej taki rosołek z warzywkami pokrojonymi w kostkę, do którego należy wcisnąć cytrynę, dodać kolendrę siekaną i cebulę. Do dań jest agua de fruta (można powiedzieć że to bardzo rozwodniony sok).

Dziś jadłam chiles en nogada. Jest to danie narodowe, ponieważ swymi kolorami nawiązuje do flagi Meksyku – Zielony (chiles, zielona papryka), Biały (sos), Czerwony (pestki granatu). Papryka nadziewana jest mielonym mięsem z orzechami i owocami, sos nogada składa się z orzechów (Wikipedia mówi, że włoskich). Danie to serwowane jest głównie we wrześniu, z powodu obchodów święta niepodległości 15 września.

Około osiemnastej, dziewiętnastej wracamy do domu. Jako, że przez pierwsze dwa dni miałam jet-lag, to chodziłam spać o dwudziestej, a dziś piszę bloga.

Część piąta – ciekawostki. Meksyk ma około dwudziestu milionów ludzi. Nie ma tu żadnej rzeki przepływającej przezeń. Kiedyś pod Meksykiem znajdowały się jeziora, które osuszono. Aktualnie woda doprowadzana jest rurociągami z odległości ponad stu kilometrów. Płynie ona tylko w określonych godzinach. Dlatego na domach są umieszczone kanistry, które napełnia się po to aby mieć bieżącą wodę przez cały dzień.

Meksyk leży wysoko, bo na 2240 m n.p.m. Woda wrze w zależności od ciśnienia, w różnych temperaturach. Tutaj wrze w około 92-94 stopniach Celcjusza. Piotr mówi, że jest to zauważalne, czas gotowania jajka na miękko nie wynosi 3 minut tylko 5.

U meksykanów przyjęte jest nieformalne wielożeństwo. Mężczyzna może posiadać oficjalną żonę oraz jedną bądź więcej casas chicas (mały domek). Mężczyzna, który posiada więcej kobiet ma wyższy status społeczny (pokazuje w ten sposób swoją potencję oraz zamożność).

W Meksyku nie płaci się za wywóz śmieci, nie ma zbiorczego śmietnika. Codziennie około piętnastej przejeżdża furgonetka i trąbi. Trzeba zejść oddać śmieci i zapłacić za ich zabranie.