Wtorek 9.10.18
We wtorek miałam autobus o dziewiątej pięćdziesiąt z Mexico Norte – dworca autobusowego, który jest blisko miejsca gdzie mieszkam. Abym się nie spóźniła, Piotr przywiózł mnie godzinę wcześniej! Po czym oznajmił, że on nie będzie ze mną czekał na autobus. No aż mi ręce opadły, to po co mnie zawiózł tak wcześnie? No ale w końcu poczekał aż weszłam do autobusu jakieś dwadzieścia minut przed odjazdem. Kupiłam bilet na najdroższy autobus ETN, kosztował ok. stu złotych. Ale za to jedzie się lepiej niż w pierwszej klasie, wygodne fotele, rozkładany podnóżek, dużo miejsca na nogi, mało pasażerów, telewizor dla każdego z filmami i muzyką do wyboru.
W Meksyku nie ma transportu pociągami. Dlatego autobusowa infrastruktura jest bardzo rozwinięta. Przed wejściem na pas autobusowy jest odprawa jak na lotnisku, skanują bagaż, sprawdzają czy ma się bilet. Przed wejściem do autobusu stoi stewardessa, która sprawdza bilet, daje napój do wyboru i ciastko na drogę. W autobusie znajduje się oddzielna łazienka dla Pań i Panów, z umywalką, lustrem, ręcznikami.
Droga do Guanajuato zajmuje pięć i pół godziny. Myślałam, że jazda będzie mi się dłużyć, ale nie. Najpierw pospałam do dwunastej, potem słuchałam muzyki i oglądałam widoki za oknem. Jako, że jest koniec pory deszczowej jeszcze wszystko jest zielone i kwitną żółto-pomarańczowe kwiaty.
Z dworca autobusowego odebrała mnie Patricia i zabrała do ich domu, który mieści się poza Guanajuato, w obrębie miasteczka Valenciana. Do ich domu prowadzi nieutwardzana, wyboista droga. Przy tej drodze większość domów (a raczej te bogatsze) należą do matematyków takich jak Gil, którzy pracują w CIMAT. Ich dom leży na wzgórzu, a widok rozciąga się na kolejne wzgórza pokryte drzewami, bądź pastwiskami na których pasą się krowy.
Mają psa, sukę o imieniu Agita. Oprócz domu, jest pracownia malarska Patrici i pracownia stolarska Gila – do której mnie nie zabrał, oraz pomieszczenie gospodarcze w pralnią.
Dom został wybudowany przez Patricię (rozmieszczenie pomieszczeń, wystrój wnętrz – wszędzie wiszą jej obrazy) i Gila (który zrobił wszystkie rzeczy drewniane – okna, drzwi, framugi, stół, itp.).
Powód dla którego przyjechałam ich odwiedzić to drzewka oliwkowe. Gil tak dużo o nich opowiadał, że bardzo chciałam je zobaczyć i spróbować ich oliwek. Ich oliwki są przetwarzane bez żadnych chemikaliów, dlatego proces ich wytworzenia zajmuje o wiele więcej czasu. Oliwki zalewają tylko wodą z solą i odstawiają, co jakiś czas zmieniając wodę. Drzewa produkują tyle oliwek że starcza im na cały rok.
Patricia powiedziała, że na dziewiętnastą jest umówiona z koleżankami, i jak chce może zawieść mnie do miasta, a później z niego zabrać wracając z powrotem. Zgodziłam się choć byłam trochę zlękniona, być po raz pierwszy sama po zmroku w mieście. Ale Patricia powiedziała, że Guanajuato jest bardzo turystyczne i nic mi się nie powinno stać jak będę w dzielnicy historycznej.
Muszę powiedzieć, że jak do tej pory nigdzie nie czułam się niebezpiecznie w meksyku. Jak mam jakiś problem podchodzę do ludzi i pytam się o drogę, to zawsze mi pomagają.
W centrum Guanajuato faktycznie jest bardzo turystycznie, a samo miasto jest we włoskim klimacie. Przeszłam się główną ulicą – widziałam Teatro Juarez – stary teatr w stylu klasycystycznym? Na jednym z placów usiadłam aby narysować rysunek na inktober. Patricia miała odebrać mnie o wpół do dziesiątej ale napisała że przyjedzie o dziesiątej. Wróciłam więc na plac przed teatrem Juarez i okazało się, że zaczęła się tam impreza callejoneadas z estudiantinas. Estudiantinas są to studenci śpiewacy, ubrani w piękne starodawne stroje, można kupić bilet i wyruszyć z nimi na wycieczkę uliczkami od pubu do pubu, podczas której śpiewają, żartują i piją piwo. Mi wystarczyło zobaczyć ten jeden przystanek, ponieważ trzeba rozumieć hiszpański oraz zrobiła się z tego już bardziej atrakcja turystyczna i ilość ludzi maszerująca w orszaku jest bardzo duża, a ja tłumów nie lubię.