Jest niedziela godzina 45 minut po północy. Jestem po dwóch ceremoniach picia herbaty (nazywanych kung fu) oraz po jednej kawie, co oznacza, że mogę zacząć spisywać swoje doświadczenia w Chinach, ponieważ raczej nie zasnę do rana.
Wylecieliśmy z Warszawy 1 marca, o godzinie 22:00, wraz ze mną w podróż do Chin wybrał się mój tata (Nurek) oraz Adam – szef taty. Obok Adama w samolocie siedziała Chinka, która przewoziła ze sobą kota w klatce, a z drugiej strony Adama siedziałam ja, wraz z moim kotem slotkiem, którego Adam nazwał włóczkowym kotem. Będziemy w Shantou przez najbliższe pięć miesięcy. Bilet na samolot wykupiła nam uczelnia, natomiast tata polecił mi abym zrobiła upgrade do klasy Premium Economy. Faktycznie się to opłaciło, ponieważ siedzenia były znacznie szersze i miały podnóżek, aby położyć nogi oraz serwowano nam ciekawe dania do jedzenia. Wygoda była ważna, ponieważ lot trwał aż 10 godzin. Jako, że Chiny są o 7 godzin przesunięte do przodu w czasie, to przylecieliśmy o godzinie 15:00 do Bejin (czyli Pekinu).
Samolot do Shantou był dostępny dopiero następnego dnia o godzinie 9:00 w związku z tym musieliśmy zanocować w Pekinie. Wziąć taksówkę do wynajętego hotelu nie było łatwo. Za wszystko w Chinach można płacić jedynie telefonem, przez aplikację WeChat lub AliPay. Ja już w Polsce Zainstalowałam sobie WeChata, natomiast nie miałam do niego podpiętej karty z chińskiego banku. Na szczęście WeChat Adama działał, w związku z tym za hotel i taksówkę płacił on. Nie wiem jak miałabym sobie poradzić gdybym była sama. W Pekinie nie zobaczyłam praktycznie nic, ponieważ hotel znajdował się w odległości 15 minut od lotniska, a w jego okolicy nie było zbyt dużo atrakcji. Po zameldowaniu się w hotelu chcieliśmy zamówić jedzenie, w Chinach do wszystkiego są aplikacje, w związku z tym Adam otworzył jedną z nich i wybraliśmy jedzenie na podstawie obrazków. Gdy jedzenie dotarło do hotelu, aplikacja poinformowała nas, że jedzenie dotarło. Następnie pod drzwi pokoju przyjechał robot, do którego należało wstukać kod odbioru z aplikacji, po czym wysunęła się szuflada z robota i Adam wyjął jedzenie. Dostaliśmy całkiem dobrą zupę z makaronem i z innymi dodatkami. Chińskie aplikacje zazwyczaj nie mają możliwości wyboru innego języka niż chiński, w związku z tym można zamawiać głównie wybierając po obrazkach. Dlatego nie zawsze wiadomo co znajduje się w twojej zupie. Tego dnia praktycznie nic więcej już nie robiliśmy, ponieważ musieliśmy następnego dnia wstać o 7:00 rano aby zdążyć na samolot. Niestety wyjeżdżając z Polski byłam trochę chora, mianowicie bolała mnie lewa dziurka od nosa oraz trochę ucho. Natomiast w samolocie zaczęłam mieć problemy z płucami i w nocy bardzo kaszlałam, a nad ranem to już miałam chyba nawet temperaturę.
Adam dowiedział się, że w ramach hotelu przysługuje nam również śniadanie. Zeszliśmy rano do recepcji, poprzez Google Translate porozumieliśmy się z obsługą, aby wezwała nam taksówkę i udaliśmy się na śniadanie. Śniadanie było w formie szwedzkiego bufetu: jadłam puchate bułeczki zrobione na parze oraz pierożki, a do picia oczywiście mieliśmy herbatę. Na lotnisku musieliśmy dopłacić za nadbagaż, ponieważ w locie krajowym były inne limity niż na trasie pomiędzy Polską a Chinami i tutaj o dziwo można było zapłacić kartą kredytową. Naszym przewoźnikiem oczywiście był Air China. Lot trwał około trzech godzin, ponieważ Pekin znajduje się praktycznie na samej górze Chin, a Shantou znajduje się na zachodnim wybrzeżu, na wysokości Tajwanu.
Na lotnisku czekał na nas kierowca z GTIIT i zabrał nas do kampusu. Lotnisko znajduje się w miejscowości obok Shantou w związku z czym podróż trwała około 40 minut. GTIIT jest to GuanDong Institute of Technology. Posiada dwa kampusy północny i południowy. Obok północnego kampusu GTIIT znajduje się STU, czyli Shantou University. Kierowca, najpierw udał się na Kampus południowy, gdzie znajduje się moje mieszkanie, natomiast tata i Adam mieszkają na kampusie północnym. Kampus północny powstał jako pierwszy i wokół niego toczy się główne życie. Tam też odbywają się zajęcia. Natomiast kampus Południowy nadal jest budowany (na jego terenie znajduje się tylko Sport Center oraz budynki dla kadry przyjeżdżającej). Kampus Południowy oddalony jest półtora kilometra od kampusu Północnego. Przejście z jednego do drugiego zajmuje około 20 minut, natomiast aktualnie temperatura wynosi 26 stopni, a w lato może być powyżej 30, w związku z tym przejście takiej trasy może nie być komfortowe. Pomiędzy kampusami kursuje autobus, ale chodzi on co 45 a nawet półtorej godziny.
Pomimo tego, że w e-mailu było napisane, że ktoś zaprowadzi mnie do mojego mieszkania nie była to prawda, na szczęście pamiętałam numer swojego mieszkania. Adam i tata odprowadzili mnie do niego, drzwi były otwarte a w środku znalazłam klucze. Moje mieszkanie znajduje się na pierwszym piętrze, składa się z: dużego pokoju, który posiada wyjście na balkon oraz aneks kuchenny, sypialni i pokoju do pracy oraz oczywiście łazienki, a także drugiego małego balkonu na ktrórym stoi pralka do prania. Jako, że ten kampus jest nowy, w moim mieszkaniu przede mną nikt nie mieszkał. Jest ono ładnie urządzone, w kolorze jasnego drewna oraz odcieni szarości. Jako, że klimat jest tutaj ciepły na podłodze znajdują się kafelki. Nie ma centralnego ogrzewania, jedynie w każdym pokoju znajduje się klimatyzacja, którą także można włączyć na grzanie.
Umówiłam się, że tata przyjedzie do mnie o 15:00 i wraz z nim pojedziemy wyrobić dla mnie kartę SIM do telefonu. O 15:00 stałam pod bramą kampusu, natomiast nikt się nie pojawił. Stałam ledwo, ponieważ moja choroba miała się w najlepsze. Po 20 minutach przyjechał samochód, z którego wysiadła mała Chinka i powiedziała abym pojechała z nią na północny kampus, ponieważ Adam zapomniał zabrać swojego paszportu i musiał się po niego wrócić do mieszkania. Jako, że znała Adama, wydało mi się to dosyć bezpiecznie, aby udać się z nią. Faktycznie pojechaliśmy na północny Kampus, gdzie do samochodu dosiadł się mój tata i Adam. Ruszyliśmy w kierunku salonu tutejszej sieci telefonicznej.
Chińczycy wynajdują dużo różnych stanowisk, na przykład, gdy otworzyliśmy drzwi do salonu odźwierny podał nam numerek którzy jesteśmy w kolejce. Niestety salon był dość zatłoczony, w związku z tym musieliśmy trochę czekać. Jak zwolniło się krzesło to ja się na nie zwaliłam ledwo przytomna. Miałam wysoką gorączkę, nie było ze mną najlepiej. Tata zarządził, że należy mi podać aspirynę jak tylko wrócimy do domu. Co ciekawe aby wyrobić numer telefonu, oprócz pokazania paszportu, należy zrobić zdjęcie przedstawiające ciebie trzymającego tabliczkę z napisanym numerem telefonu, który właśnie zostanie do ciebie przypisany. Adam i tata wyrobili numer telefonu w pierwszej kolejności i udali się do banku, aby został on podpięty do ich konta bankowego. Natomiast ja, nie wyrobiłabym się do banku, w związku z tym po wyrobieniu karty miałam wrócić wraz z Chinką na południowy kampus.
Tata zaproponował abym spała u niego skoro się źle czuję. Wzięłam shuttle i pojechałam na północny kampus, gdzie przy głównej bramie spotkałam się z tatą. Tata w Chinach kupił sobie mały elektryczny motorek. Jest to popularny środek komunikacji w Shantou, tak jak hulajnogi w Warszawie. Istnieje podobna aplikacja do Ubera – nazywa się Didi – w ramach niej można też wypożyczyć motorek na minuty. Pojechałam wraz z tatą, na jego motorku, do niego do domu. Jego mieszkanie jest większe niż moje. Jako, że była już mniej więcej 19:00 każdy z nas był głodny. Tata zaproponował abyśmy poszli do ekskluzywnej restauracji, w której podają bardzo dobre jedzenie. Znajduje się ona w hotelu, dla gości przyjeżdżających do STU. W Chinach posiłki spożywa się wspólnie, każde z zamówionych dań przynoszone jest w osobnej misce, bądź też na osobnym talerzu i stawiane na środku stołu. Każda z osób posiada mały talerzyk, na którym stoi mała miseczka oraz małą czarkę do picia herbaty, a także pałeczki. Istnieją dwa typy pałeczek: krótkie, które są używane gdy się je tylko swoje danie oraz długie, gdy współdzieli się jedzenie z innymi osobami.
Pierwszym słowem, którego nauczyłam się po chińsku, jest MIFAN – co znaczy ryż. Po powrocie do mieszkania taty stwierdziłam, że jednak wolę nocować u siebie, aby poczuć gdzie jest mój dom. W związku z tym wybrałam się w drogę powrotną autobusem. W domu włączyłam klimatyzację na 25 stopn,i zażyłam aspirynę i położyłam się spać. Wydaje mi się, że spałam do godziny 16:00 następnego dnia. Po obudzeniu się, pojechałam spotkać się z tatą, wygrzanie się klimatyzacją pomogło, czułam się znacznie lepiej.