Niedziela (NOWA FICZURA MOŻNA KOMENTOWAĆ POD ARTYKUŁEM)
W niedziele chciałam się wybrać do Muzeum Dolores Olmedo. Piotr proponował muzeum Fridy Khalo, ale jako że do Fridy mogę dojechać sama to wolałam pojechać do Dolores Olmedo, które jest już trochę poza miastem.
Jedziemy samochodem, a tu się okazuje że Piotr mnie wiezie do muzeum Fridy. Bardzo mnie to wkurzyło. Często ja mu mówię, że chcę zamówić coś a on jak przychodzi kelner zamawia coś innego. No, cholera człowieka bierze, jak sama o sobie nie mogę decydować. Przyjechaliśmy do muzeum Fridy a tam kolejka na dwie godziny stania. No to stanęliśmy, to Piotr zaczął marudzić, że to bez sensu tak dwie godziny albo i więcej stać, że może się po prostu przejdziemy po okolicy. A ja nic tylko stoję (bo jak nie chciał mnie zawieść tam gdzie ja chciałam to niech ma). Po jakiś dziesięciu minutach narzekania, powiedziałam że jak chce to zamiast tego możemy pojechać do muzeum Dolores Olmedo. No to się w końcu zgodził, i stanęło na moim!
Muzeum to mieści się w domu Dolores, była bizneswoman i miała wpływowych znajomych, jej dom otoczony jest parkiem w którym znajduje się mnóstwo pawi i są hodowane psy andaluzyjskie, które nie mają sierści. Kupowała ona obrazy Diego Rivery (w muzeum jest ich około stu pięćdziesięciu) oraz najsławniejsze obrazy Fridy Khalo (z piętnaście) – i tu wielkie rozczarowanie, okazuje się że obrazy Fridy wyjechały na wystawę do Amsterdamu. Więc to była najmniej udana wycieczka. Dość szybko wróciliśmy do domu, gdzie zaczęłam się pakować na wyjazd do Guanajuato.
Poniedziałek
W poniedziałek byłam jeszcze w pracy, a to dlatego, że Gil i Patricia wyjechali na tydzień do Kanady i wracali dopiero w poniedziałek późnym wieczorem. Więc ja miałam przyjechać we wtorek. Trochę szkoda, bo podobno w Guanajuato jest dużo szkół do nauki hiszpańskiego. Ale wszystkie rozpoczynają zajęcia w poniedziałek, a ja bym mogła je rozpocząć dopiero od środy. No ale trudno, mi najbardziej pasował ten tydzień aby pojechać ich odwiedzić.
Pożyczyłam piłkę od Luisa, i w poniedziałek po południu miałam pouczyć grać w piłkę Isis – dziewczynę która ostatnio przyszła na siatkówkę i nie umiała nawet odbijać. Ale się nie zjawiła. Za to podkleiłam Luisowi piłkę, bo trochę odchodziły od niej kawałki skóry, oraz zagrałam w siatkówkę z innymi ludźmi. I doznałam szoku. Ci ludzie w ogóle nie umieli grać w siatkówkę, czyżby ich w szkole nie uczyli?!
Później, rozmawiałam w Guanajuato z Patricią i się okazało, że oni w szkole nie mają lekcji w-fu. Na uniwersytecie mają możliwość nieobowiązkowo zajęć sportowych ale jak od dzieciństwa nie są przyzwyczajeni do sportu, oraz nie umieją podstaw to trudno aby chodzili na zajęcia sportowe. Bardzo mnie to zdziwiło.